Nowe miejsca zwiedzam przede wszystkim kulinarnie – nie zastanawiam się co chcę zobaczyć, tylko czego chcę spróbować. Nie inaczej było w Londynie – do Big Bena dotarliśmy szukając ryby z frytkami, a na London Bridge ze względu na sąsiedztwo Borough Market 🙂 Brzmi Wam to znajomo?
Kulinarne zwiedzanie zaczęliśmy od okolicy w której mieszkaliśmy, czyli Dalston.
W pobliżu naszego mieszkania było małe targowisko, czynne głównie z rana. Pośród owoców, warzyw, ryb i mięs trafiliśmy na malutką manufakturę tureckich placków (a’la naan). Z tego co zrozumiałam wypiekali je głównie na zamówienie restauracji, ale udało nam się kupić na miejscu dwa świeżutkie placki z serem. Czekając na jedzenie przyglądałam się jak dwie panie sprawnie rozwałkowują odmierzone kulki ciasta i wrzucają na gorącą obrotową blachę na której się piekły. Takie placki nawet bez żadnych dodatków smakowały nam wyjątkowo. Właśnie za takie pochowane, czasem zaskakujące miejsca pokochałam Londyn ♥
Fish & Chips
To danie najbardziej kojarzyło mi się z Wielką Brytanią, więc wiedziałam że go sobie nie odpuszczę. Jednak znalezienie lokalu serwującego fish & chips okazało się wyzwaniem. Rybę z frytkami można oczywiście dostać w restauracjach, ale ja koniecznie chciałam takie z budki, w papierowej tytce. Trafiliśmy właśnie na taki mały lokal w pobliżu stacji Waterloo i St Johns Church. Mieliśmy trochę szczęścia – świeciło słoneczko i było cieplutko, więc zrobiliśmy sobie piknik w maleńkim zielonym parku, tuż obok kościoła.



Pogoda dopisała i rybkę jedliśmy na łonie natury 🙂
Później podczas wizyty na Borough Market okazało się, że tam też serwują rybkę 🙂 Ale było tam tyle pysznego jedzenia, że fish & chips sobie wtedy odpuściłam.
Szał zakupów
Harrods to chyba najbardziej oczywiste miejsce na zakupy w Londynie. Ja wstąpiłam na chwilę i w zasadzie tylko z powodów kulinarnych. Po pierwsze dla makaroników Ladurée, a po drugie żeby zobaczyć co ciekawego mają w sekcji spożywczej. Na obu frontach się nie zawiodłam. Moje zakupy makaronikowy były dość skromne, ale na prawdę pyszne. Na dziale spożywczym straciłam głowę kiedy stanęłam przed ladami z jedzeniem z całego świata. Ostatecznie jednak wybór okazał się zbyt trudny i nie spróbowałam niczego 🙂 I w sumie dobrze, bo moim następnym przystankiem był Borough Market.





Borough Market
Uwielbiam odwiedzać lokalne targowiska. W Londynie jest ich sporo (listę znajdziecie tutaj), ale ja wiedziałam że muszę zajrzeć na Borough Market. Znajduje się on niedaleko dwóch atrakcji turystycznych (wyjątkowo nie-kulinarnych) które też chciałam odwiedzić – The Shard (najwyższy budynek w Londynie z przepięknym widokiem na całe miasto. W cenie biletu lampka szmapana na górze :)) i London Bridge.
Borough Market składa się dwóch części – targowej gdzie można kupić świeże produkty, i stoisk z jedzeniem które serwują dania z różnych stron świata. W porze lunchu budki są oblegane i ciężko o skrawek wolnego miejsca do siedzenia. Za to jedzenie jest na prawdę pyszne i w bardzo przystępnych cenach – pewnie dlatego są tam takie tłumy. Jeśli nie lubicie tłoku polecam odwiedzić Borough Market około 16 – stoiska serwują jedzenie do około 17, można obejrzeć wszystko na spokojnie i jest gdzie usiąść. Radzę tylko przyjść z pustym brzuchem 🙂
Wegetarianie i mięsożercy znajdą tu coś dla siebie – ja postawiłam na kuchnię indyjską. Stoisko oferowało tylko dwa dania, a i tak miałam ciężki wybór 🙂 Ostatecznie zdecydowałam się na smakowicie wyglądające naleśniki z soczewicy. Do tego sangria a na deser makaroniki z Laduree kupione w Harrodsie ♥.
Ostatecznie nie udało mi się jednak spróbować jednego z najbardziej znanych dań kuchni brytyjskiej – chicken tikka masala 🙂 To będzie jeden z głównych punktów kolejnego wypadu do Londynu. Może polecicie jakiś lokal? 🙂
Wybieram się niedługo na chwilę do siostry do Anglii i Twój post bardzo mi pomógł w wyborze co chcę robić jednego dnia w Londynie, dziękuję! 😀
PolubieniePolubienie